wtorek, 11 lutego 2014

Intensywnie

źródło: http://sea.iconstars.com/10000072313_1406498852.jpg

Bycie mną nie jest wcale takie proste. Lubię, kiedy jest intensywnie. Herbata musi być mocna, zupa pomidorowa musi smakować pomidorami, a nie rosołem, czy śmietaną. Mocno ściskam dłoń na przywitanie, nie lubię, gdy ktoś podaje mi sflaczałą rybę zamiast ręki. Kiedy byłam mała, trzymałam rękę mamy, zanim zasnęłam. Pamiętam, że chciałam, by trzymała mnie bardzo bardzo mocno. Uwielbiam mocno się przytulać. Kiedy tańczę, znika wszystko inne. Niektóre piosenki ubóstwiam do tego stopnia, że słucham ich po kilkanaście (kilkadziesiąt?) razy pod rząd. Kilkanaście razy czytam ukochane książki, są filmy na których za każdym razem płaczę równie intensywnie. Lubię intensywne zapachy (tak samo mocno nie znoszę wszelkich odorów ;)). Kocham zapach piżma, uwielbiam, gdy mężczyzna ładnie pachnie. Mocno się angażuję, mocno kocham, mocno nienawidzę. Z bliskimi mi osobami chcę być w kontakcie, chcę je słyszeć, widzieć i czuć. Przytulać, ściskać, dotykać, patrzeć w ich oczy, śmiać się głośno razem z nimi i spędzać z nimi czas. Intensywnie. Lubię głośno się śmiać, mówię również głośno. Nie zwracam uwagi na ludzi, którzy pukają się w czoło, gdy w centrum miasta śpiewam, udaję, że jestem delfinem, albo ryczę ze śmiechu. Niedawno widziałam Nimfomankę. Główna bohaterka powiedziała o sobie, że zawsze oczekuje  więcej- nawet od zachodów słońca wymaga większej spektakularności. I ja to rozumiem. Też tak mam. Na szczęście to jedyne, co łączy mnie z bohaterką filmu ;). Mój wieczny optymizm- przesadny optymizm, ciągłe myślenie, że się ułoży, bo przecież MUSI- sprawia, że jestem lekko odrealniona. Podobno. Dla mnie nie ma sytuacji bez wyjścia, zawsze jest coś, co mogę zrobić, by było lepiej- mnie lub komuś. Czasem tylko kiedy obudzę się w wyjątkowo podłym nastroju, a pogoda jest tak szarobura jak dziś, pozytywne nastawienie pryska jak bańka mydlana. Moje intensywne przeżywanie wyczerpuje mi baterie i intensywny jest już tylko dół. Wtedy myślę, że utknęłam w jakimś totalnie idiotycznym punkcie życia, że wszystkie ważne decyzje były błędne. I szlag trafia jasność umysłu, następuje total eclipse, wszystkie moje genialne pomysły chowają się w szufladach, czekając na lepszy czas. One wiedzą, że kiedyś taki czas nastąpi i wrócę po nie, a że w szufladach ostatnimi czasy ład i porządek, znajdę je bez trudu. Niech no tylko przyjdzie wiosna. Ta prawdziwa, w sukience w maki i wianku na głowie, uperfumowana kwitnącą jabłonią.

Albo dajcie mi czekolady. 

wtorek, 4 lutego 2014

Sorry, takie rolowanie

Ciągle mi coś nie działa, nie styka. A to zasilacz w laptopie, a to internet, a to kabelki w mózgu... Wiecznie jakieś niesamowicie ważne sprawy nie pozwalają mi napisać czegoś, co miałam napisać dawno. Posty ustawiły się w kolejkę. Muszę rozważyć, jak bardzo będę opóźniona, kiedy wrzucę tu ten tekst. Pewnie bardzo. Trudno.

Gdybym była sławna, musiałabym śpiewać piosenki o rolowaniu blanta i lizać umywalkę. A ja WIEM, że na umywalkach jest mnóstwo zarazków, które chwilę po liźnięciu wykonałyby dziki taniec w moich ustach. I na cholerę by mi to było? Potem jeszcze musiałabym iść do DDTVN razem z mężem- menadżerem, koniecznie dużo starszym! I mimo, że lubię duet Prokop &Wellmann, to tłumaczenie co autor miał na myśli nie byłoby mi w smak. Tym bardziej, jeśli autorem tekstu byłaby jakaś Zofia, a nie ja sama- to już w ogóle porażka, no bo przecież nikt na świecie nie pisze lepiej niż ja. No i ten dużo starszy partner. Jasne, lubię starszych, ale o 2 lata nie 20. Potem jeszcze udzieliłabym obszernego wywiadu w kolorowej gazecie o tym, jak radzę sobie z hejterami. A pewnie bym sobie nie radziła, także klapa totalna. Ale NAJGORSZE, że gdybym była osobą medialną, musiałabym tłumaczyć się z każdej kurwy! Nie to, żebym korzystała z usług takowych, ale wiecie, one jakoś tak z moich niepozornych usteczek lekko wylatują w świat. Nie sądzę, naprawdę nie sądzę, by udało mi się je powstrzymać przed ucieczką. Musiałabym ciągle milczeć, a nie skończyło by się to dla mnie dobrze (kiedyś zdawałam - I ZDAŁAM!!!!!! na sprawność milczka w harcerstwie; nie mogłam się odzywać przez 24 godziny. Jeszcze długi czas po tym zadaniu musiałam sama siebie uspakajać, że już po wszystkim i MOGĘ mówić...). No, w każdym razie, musiałabym wyważać słowa i zachowywać się jak dama, a nie jak jakiś kloszard w dwóch prawych japonkach. Bo u nas nie można nawet sorry powiedzieć. Zaraz to wychwycą, stworzą osiem miliardów memów, powiedzą, że nie nadajesz się do wystąpień publicznych i będą cię cytować na każdej mainstramowej imprezie (gdzie roluje się blanty na backstage'u!). Dobrze, że nie jestem sławna! ;)
Nie wiem jak u Was, ale na Czarnym Śląsku, jest prawie zielono! Słonko świeci, ptaszki śpiewają, w ataku szaleństwa pozwoliłam sobie na ściągnięcie czapki. Jest pięknie, czuć wiosnę. Obawiam się tylko, że zima to się ostro... zaperzy i przywali śniegiem w kwietniu. Ale sorry, taki mamy klimat.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...