wtorek, 17 września 2013

Wciąż

A na dworze pada. Wciąż. Jakoś żyć z tym trzeba, może jakoś dopiorę moją upiornie drogą i długą, i piękną spódnicę, którą zamówiłam w szale zatytułowanym Jestem Kobietą Biznesu, Muszę Świetnie Wyglądać. No i była przecena, 20%. Nie doprała się, nadal odznacza się inny odcień szarości, spowodowany zbieraniem wody z kałuż. Nie to, żebym postanowiła pobawić się w Always (zawsze sucho, zawsze pewnie) i "powypijać" wszystkie katowickie kałuże. Nie. Jak wychodziłam z domu, to nie padało. A że było to w okolicach 7 rano, moje półkule nie zdążyły się jeszcze połączyć po krótkiej dawce nocnego snu. No i nie pomyślałam, że może padać. Wyjęłam parasol (dzień wcześniej targałam go w torebce i świeciło śliczne słoneczko), założyłam kiecę do ziemi (hej, na konferencji logopedycznej MUSZĘ się jakoś prezentować) i wskoczyłam do autobusu. W połowie drogi zaczęło lać. Mocno. Potem przestało i starałam się wybierać mniej zalane części chodnika i unosić baldresówę w górę. Wyglądałam, jak księżniczka, która ma zamiar się ukłonić, ale się nie kłania. W pewnym momencie spanikowałam, bo próbowałam jednocześnie znaleźć bankomat w terenie, w telefonie, oraz główny gmach biblioteki. Spódnica poszła w dół. Ale nie cała! Guma nadal trzymała się moich bioder. Wystarczyło, że wypuściłam cudo z rąk i stanęłam w lekko zalanym miejscu- nasiąkłam, a potem woda przesuwała się coraz wyżej i wyżej. I... zaczęło padać. Wszyscy ludzie gapią się na mnie i na moją spódnicę- i tym razem wiem, że wcale mi nie zazdroszczą. No i teraz zostały ślady, bo prałam w 30 stopniach. Ale nie jest najgorzej. Jak ją znów znoszę (jak tylko przestanie padać), to wypiorę w 40, ha! Matko bosko, ze mną to już bardzo źle, skoro o pogodzie piszę. Tak naprawdę to nie narzekam AŻ tak na ten deszcz ;). Wiecie, jak się zmoknie (też w długiej spódnicy, ale z ciucha, 20 razy- dosłownie :D- tańszej) podczas przejazdu kolejką linową (taką otwartą!), to może być całkiem zabawnie ;). Potem cienka spódnica idealnie się suszy pod suszarką w centrum handlowym. Bo jeansy to już nie! Ja wiem, że ostatnio mało piszę i trochę na jedno kopyto, ale TYLE się dzieje! Remontuję, urządzam, negocjuję, współpracuję, wymyślam, spotykam się- fajnie jest :). Od października ruszamy- tak sądzę ;). Zostawiam Was z moim najnowszym muzycznym odkryciem:



Ps. Rada od Panny Zaburzona Koordynacja: NIE chodzi się w ledwo założonych, przydepniętych butach (nawet tylko chwilę!), szczególnie, jeśli to te, co mają modelować pośladki poprzez udawanie, że chodzi się po piasku. Bo jak się zbiega w nich niczym gazela po schodach, to można runąć również niczym gazela- powalona przez lwa. No. I zedrzeć drugie kolano do kolekcji. Będę ślicznie wyglądać za rok na plaży. Ale kostki już prawie nie bolą...

;)

6 komentarzy:

  1. chciałam napisać "zadzieram kiece i lecę" ale widać ... nie wyszło :)

    OdpowiedzUsuń
  2. przeczytałam to co napisałaś o sobie, faktycznie masz lekko pióro i dobrze sie czyta to co piszesz:) będę Cię obserwować:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :). Akurat trafiłaś na lekki zastój, ale pewnie jeszcze wrócę do systematycznego pisania ;).

      Usuń
  3. I jak, i jak ruszyłaś? Nie ma Cię to pewnie zarobiona po uszy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ruszyłam! No trochę zarobiona, trochę zestresowana. Sporo się w moim życiu dzieje, mam ochotę tu dużo pisać, ale głównie rzeczy, o których nie powinnam, jeśli nie chcę mieć więcej wrogów niż przyjaciół ;).

      Usuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...