niedziela, 31 marca 2013

hello spring!



Pierwszy dzień wiosny był ponad tydzień temu. Mamy prawie kwiecień, Wielkanoc. I co? I jajco. Bynajmniej nie wielkanocne. Zdjęcie zrobione przed chwilą. Padało chyba całą noc i wcale nie przestaje. Zima cieszy, ale nie 31. marca.

 Where the hell is spring?!

Migawki marcowe. Znudzeni zimą, żądamy koloru i wiosny!








sobota, 30 marca 2013

Keep calm and obeżryj się w Święta!

 


Kochani! 

Z okazji Świąt Wielkiejnocy, życzę Wam odwiedzenia magicznych krain, zaprzyjaźnienia ze wspaniałymi ludźmi i innymi stworzeniami, oraz odkrywania nowych przepisów! Jedzcie, czytajcie, kochajcie i bądźcie kochanymi.



Ps.1 Może potem wrzucę przepisy na ciasta :P!
Ps. 2 Mam najlepszą rodzinę pod słońcem ;).
 



poniedziałek, 25 marca 2013

Potyczki słowne: B, C

Dawno nie było potyczek. Poprzestałam na A. Słabo trochę, więc dziś B i C.

B jak....

Błahy- bo cudownie wygląda z samym h (bez c) w środku
Bez sensu- wiem, że to dwa słowa, ale nie o samo bez chodzi. Dużo rzeczy jest bez sensu. Dla mnie bez sensu to nie to samo, co absurdalnie. Nie lubię robić czegoś, co nie ma sensu. Nie lubię też słuchać bezsensownego pieprzenia ;).
Booooożeeeeee- z taką właśnie pisownią- i podobną wymową ;)
Ba!- lubię używać w tekstach pisanych
Bo- nadużywane w bo tak :D
Bynajmniej- bynajmniej nie dlatego, że nadużywam, ale że chcę zwrócić uwagę, że bynajmniej to nie przynajmniej. Nie jest to też w każdym razie, ani aczkolwiek. Błagam, używajcie tego wyrazu zgodnie z jego przeznaczeniem i zgodnie z instrukcją obsługi. Albo nie używacie wcale :P.


C jak....

Co?- myślę, że nie wymaga komentarza ;)
Co najmniej- jeden z (bardzo) niewielu wyrazów (ha, ha, to dwa wyrazy!), którego pisownia sprawia mi trudność.

Cyc(ki)- szczególnie w jednym odcinku Przyjaciół, w którym Ross używa tego słowa :D. Albo w kabarecie. To strasznie śmieszne słowo :P.
Cyt!- folkowo, poetycko i historycznie ;)


Ps. Miało się zacząć wyzwanie, ale teraz wszyscy mają dużo na głowie- święta i tak dalej, więc wyzwanie zacznie się za tydzień. Ale będzie! Z nagrodami :D!

wtorek, 19 marca 2013

Sneak peek!

Jestem tak podekscytowana, że muszę się z Wami czymś podzielić! Ale żeby nie było za pięknie, będzie tylko mała zapowiedź tego, co już w przyszłym tygodniu na blogu... Idzie wiosna, czas zrobić porządki, zmienić stare na nowe, pochować zimowe rzeczy, wymyślić kolejny plan na życie. To wszystko wymaga ORGANIZACJI- to moje ulubione słowo na wiosnę! Jak już pisałam w poprzednim poście, lubię ikeowskie rozwiązania w domu, bo pozwalają utrzymać porządek. Ja lubię porządek, ale z utrzymywaniem go jest różnie. Moja pięta achillesowa to... biurko. Przecież wszystko muszę mieć pod ręką. Kubek (albo 5, jak w tym momencie- ale 2 nie moje!), notes, pokrowiec na okulary, marker, krople do nosa, szpatułki- rozsypane (w pracy są mi potrzebne!), wsuwka, itp... Potrzebuję więcej przestrzeni, więcej pudełek, więcej więcej :D! Ale to za ponad miesiąc- bo remont. Teraz będę się organizować również w innych dziedzinach. Z racji tego, że pracuję w różnych miejscach- mam kilka zleceń- może mi się to wszystko pomylić. Jestem dość zorganizowana, ale to nie znaczy, że nie mogłabym być bardziej ;). Lubię planować- tygodniowe menu, zakupy, pracę, wpisy na bloga, itp. Trochę Wam opowiem o swoich sposobach na organizację, ale... w zamian oczekuję tego samego! Jesteście zorganizowani, macie własne cudowne sposoby na to, żeby pamiętać o wszystkim, trzymać się terminów i mieć porządek? Chętnie posłucham o Waszych sposobach! A teraz najlepsze! W przyszły poniedziałek rusza WYZWANIE! Takie, żeby poczuć wiosnę i zainspirować do uporządkowania życia ;). Wtedy będziecie mogli się dzielić nie tylko opisami sposobów ;).  Sneak peek! I inspiracje ;)...









Zdjęcia pochodzą ze stron: http://www.abowlfulloflemons.net/ i http://pinterest.com/ .

niedziela, 17 marca 2013

Potrzeba zmian.

Ostatnio odczuwam silną potrzebę zmian. Czego? Wszystkiego! Pracy, mieszkania, image'u, itd. Szata graficzna bloga nieco zmieniona, znalazłam też sobie nowe dodatkowe zajęcie, ostatnio obcięłam włosy- z całkiem długich na półdługie (a z tyłu to prawie krótkie :P). Aż strach pomyśleć, co jeszcze zmienię! Na razie myślę o remoncie. Właściwie, to o remoncie myślę ciągle, bo zawsze jest co remontować, a u mnie (np w łazience!) przydałby się remont kosmiczny. Jednak małymi krokami, do łazienki też dojdę (a powinnam od niej zacząć...). Chcę uporządkować trochę dom- wywalić graty, stare meble i zamiast chaosu wprowadzić organizację- że niby wtedy nie będę szukać wsuwek do włosów i pokrowca na okulary, a sama będę spokojniejsza. Kocham ikeowskie rozwiązania- te wszystkie haczyki, półeczki, wieszaki i drążki. Podoba mi się wydzielenie w sypialni garderoby. Bo zwykłych szaf nie lubię- w takich o bałagan nie trudno. No i tekstylia- narzuty, poduszki, wielkie kołdry na łóżkach...Od paru dni, jak w amoku przeglądam katalogi i internet, znam już wszystkie ceny na pamięć. Wirtualna lista zakupów w Ikei rośnie i rośnie- niestety kwota końcowa również. A przecież to same pierdoły! Mam zamiar też porozwieszać różne inspirujące grafiki i zdjęcia- bo kocham takie rzeczy. A teraz garść inspiracji- mam nadzieję, że po majowym weekendzie będę mogła się pochwalić całkiem nową sypialnią (bo mam taki genialny pomysł, żeby zamiast odpocząć na Bahamach- latać z wałkiem i młotkiem :P).


Zdjęcia pochodzą ze strony: http://www.ikea.com/pl/pl/
 













Ps. Mówiąc o nowym zajęciu, miałam na myśli pisanie dla Ksymeny- niesamowitego domu mody ślubnej. Na razie jest tam mój jeden post- o butach (dwa, jeśli liczyć jeden sprzed ponad roku :P), ale będę tam pisać regularnie. Więc jeśli chcecie poczytać, to zapraszam: http://blog.ksymena.com.pl/

Buziaki, Madeleine.

niedziela, 10 marca 2013

Skecz zwany morderstwem


Marcin Wolski, kryminał.Polska zimową porą, końcówka komunizmu. Milicjant, który miał być prawnikiem, trupa aktorska, młode blondynki, Dziewczyna Śniegu, morderca. Trochę seksu, trochę sławy, dużo tajemniczych zaginięć.
Był czas, że czytałam kryminały Agathy Christie, później różne inne- ale to było dość dawno. A całkiem niedawno trafiłam na Skecz zwany morderstwem Marcina Wolskiego. I muszę Wam powiedzieć, że mało który kryminał tak mnie wciągnął. Dobrze, że był weekend, bo mogłam bezkarnie wracać sobie do kart książki. Lubię powieści detektywistyczne- zawsze próbuję rozwiązać zagadkę, choć nie zawsze mi się udaje ;). Wolski, jak sam morderca, zwodzi nas, podrzuca fałszywe tropy, trzyma w ciągłym napięciu. Do końca nie wiadomo, czy ostatnia ofiara seryjnego mordercy przeżyje, ani kto będzie tą ostatnią ofiarą. PRL to okres, który kręci mnie najmniej. Jednak Wolski mnie nie zanudza- opisuje wszystko w taki sposób, że chce się czytać. Bardzo dobrze oddaje klimat tamtych lat- przejrzałą sławę gwiazd Polski Ludowej, opieszałość milicji, telefony i samochody jako towar luksusowy. Powieść świetnie napisana, tytuł bardzo trafiony. Podoba mi się pomysł przedstawienia osób dramatu na pierwszych stronach książki. Wszystko jest tu przemyślane, autor trzyma się jednej koncepcji. Przedstawienie trwa do samego końca- show must go on

Recenzja będzie krótka- bo dla mnie recenzja to wyrażenie opinii na temat książki, filmu, etc, a nie wyjawianie fabuły. Nienawidzę spoilerów ;). Zostawiam Was z decyzją o przeczytaniu- bądź nie- książki M. Wolskiego. Według mnie- warto, bo czyta się ją szybko i lekko :).

Ps. Ostatnio dostałam radę dotyczącą podziału tekstu- muszę robić krótsze wersy, bo ciężko czytać takie długie ;). Tego tekstu dzielić nie będę, bo jest za krótki, ale zdjęcie spełni taką rolę i dobrze się komponuje. 

Ps.2 Wczoraj byłam na Dniu Kobiet- Wild Night- działo się! Opowiem Wam jutro ;). Dobranoc!

wtorek, 5 marca 2013

Dlaczego w ogóle piszę bloga?

No właśnie, dlaczego? Mogłabym napisać "BO TAK!" i na tym zakończyć ten post :D. Albo napisać "aaaa, nieważne!", co ostatnio jest moim ulubionym hasłem (ale takim na żarty, a nie nostalgicznie-dramaqueenowo!) Piszę, bo lubię. O lubieniu pisania już pisałam- albo raczej wspominałam. Dla kogo piszę? Dla siebie? Też. Niedawno (na jednym blogu, a jakże!) przeczytałam, że blogerzy mają zawyżone poczucie własnej wartości- wyobrażają sobie, że ileś tysięcy osób będzie chciało czytać te wszystkie bzdety. Cóż, coś w tym jest. Czasem nawet lubię siebie poczytać- bo ja sięgam tylko po literaturę z górnej półki! No dobra, żartuję :D. Ale kiedy wracam do swoich starych tekstów (najczęściej tych z blogiem niezwiązanych), to myślę sobie, że nie są takie złe. Że może faktycznie mam lekkie pióro, którym nabieram (klawiaturowy) tusz z kałamarza. Być może to pióro zostało mi przekazane w genach. A może w spadku? Jakiś czas temu, trafiłam na list mojego taty do babci (tzn mojej babci, jego mamy) i muszę Wam powiedzieć, że śmiałam się i płakałam na zmianę. Bo było zabawne i tak bardzo... moje. I z żalu, że nie mu tego nie powiem. A byłby TAKI zadowolony, że jestem do niego podobna- w kolejnej dziedzinie. Eh, tato... Nie smęcę już, za duża jestem! Wracając do tego, że lubię pisać, a do tego jestem tak zboczona, że lubię to potem czytać... Czytuję (regularnie) inne blogi. Wsiąkłam w ten świat tak, że już nie ma odwrotu. Nałogowo sprawdzam subskrybcje, bo może pojawił się nowy wpis u kogoś. Ciągle przybywa mi tych blogów. Czasem są to blogi handmade'owe, inspiracyjne, czasem kulinarne. Najczęściej totalny offtop. Jeśli coś odbiega od tematów najpopularniejszych na blogach (w zależności od sezonu: moda, gotowanie, taniec na lodzie z surykatką)- jak ja, siedemnaście razy podczas tego posta, na pewno zwrócę na to uwagę. A jeśli blog pisany jest lekką klawiaturą, to już w ogóle jest fantastycznie! Przez lekką klawiaturę mam na myśli: szczyptę humoru, nutę sarkazmu, łyżkę nostalgii, 0000,1 przekleństw i jeszcze dobrą tematykę- bliską ludziom. Może nie każdy temat się nadaje- bo jeśli chce się pisać o gównach, to nie można robić tego w gówniany sposób ;). To moje życiowe motto, wytatuuję je sobie. Na czole i na bank :P. Jeszcze tylko jedna sprawa. Jak, Waszym zdaniem, powinna wyglądać szata graficzna mojego bloga? Co trzeba zmienić, żeby było lepiej, ładniej, czytelniej? Chcę zmienić to główne zdjęcie, bo mi się znudziło i jest za duże (po za tym, usłyszałam: włączam stronę, a tam twoja wielka twarz. Damn, nie chcę wielkiej twarzy w Sieci. Moja twarz jest wystarczająco wielka w realu.). Czekam na propozycje! Moich Wam nie zdradzę, bo jak  mojej głowie wygląda to lepiej :P.

Buźka, Wasza Lena (bo kocham ten skrót mojego imienia!)

Ps. Czy znacie jakiś darmowy program do przerabiania zdjęć na takie, które wyglądają jak zrobione Polaroidem?

poniedziałek, 4 marca 2013

Czarownice mają lepiej.


Foto: Anna Borowicz. http://nieoceniampookladce.blogspot.com/

Właśnie skończyłam czytać Czarownicę Anny Klejzerowicz. Głównym bohaterem książki jest mężczyzna w średnim wieku, który postanawia przeprowadzić się za miasto. Od tej chwili jego życie zmienia się diametralnie. Poznaje rudą kobietę (naturalnie rude to zawsze czarownice, dlatego z jedną taką się przyjaźnię ;)) i blond dziewczynkę. W jego życiu pojawiają się też zwierzęta- coraz więcej i więcej. Książka o szukaniu sensu życia, którego według rudowłosej Ady... nie ma. O trudnych wyborach, miłości, bolesnych doświadczeniach. O tym, że warto pogodzić się z przeszłością, by móc rozpocząć pisanie nowego rozdziału- w przyszłości.
Na początku trochę denerwował mnie styl książki- zdania były strasznie krótkie, wypowiedzi lakoniczne. A może w ogóle byłam zdenerwowana, bo pociąg się spóźniał, a mnie marzły ręce- wyciągając książkę liczyłam na rozgrzewające uniesienia, a nie telegraficzne skróty.  Ale... potem, kiedy na pierwszym planie pojawiły się las, natura i zwierzaki, zatraciłam się w Czarownicy, a może raczej we własnej wyobraźni. Jeśli jesteś choć trochę jak ja, to książkę przeczytasz z przyjemnością. Trochę eteryki (erotyki raczej nie ma ;)), trochę psychologii, trochę przyrody. I choć nie jest to książka, która porywa i wciąga bez reszty, to jednak wierci dziurę w mym brzuchu. Bo mnie się marzy taka przestrzeń. Gdzie moje bose stopy będą stąpać po drewnianych deskach małego domku, a potem zaznaczą ślady na trawie, czy piasku. Gdzie będę mogła wyjść na dwór o świcie (cholera, zapomniałam, że nienawidzę rano wstawać!) w samej koszulce i poczuć na nogach gęsią skórkę, albo pierwsze promienie słońca. Gdzie będzie mnóstwo, mnóstwo, mnóstwo zwierząt. Psy i koty. Może konie? I koza! No dobrze, może kotopsy u mnie, a u sąsiadów reszta. Fajny facet, fajne dzieciaki, ja też taka fajna. Ekologicznie, ekonomicznie, miłośnie i naturalnie. Mogłabym odpocząć od zgiełku, spalin, brudu na ulicach i w ludziach. Bo mnie ludzie niespecjalnie potrzebni są. Kiedyś wydawało mi się, że nie mogłabym pracować bez kontaktu z ludźmi (ooooch, pamiętam tę swoją humanolubną samarytancką wypowiedź podczas rozmowy kwalifikacyjnej na studia), ale teraz? Mało we mnie miłości dla tej rasy. Książki mam, zwierzęta też, kilkoro Bliskich Ludzi. No i żeby wyczarował się ten Domek na Zadupiu (bo prerii u nas nie ma). Pełnia szczęścia! Full of Happiness! Byle tylko internet był. I telefon. I prysznic. Och, jaka ze mnie nowoczesna wygodnicka! Ale jak mogłabym pisać bloga bez internetu? A nie chcę z niego rezygnować ;)... Ja też jestem czarownicą. Taką nowoczesną, z internetu ;).

Jeśli moglibyście wybrać każde miejsce na Ziemi, gdzie byście zamieszkali? Mainstreemowy Manhattan, szykowny Paryż, mała lepianka w Afryce, Kaszuby...? A może Wasze rodzinne miasto?
Sosnowe buziaki, Magdalena (swojsko, nie po francusku!)

piątek, 1 marca 2013

Vege pasztet z... selera

vege, pasztet bez mięsa, diy, przepis na vege pasztet


W poprzednim tygodniu, poza pastami, zrobiłam też pasztet. Nie taki zwyczajny, ale z selera. Przepis dostałam od mojej Izy (ale niespodzianka ;)). Zrobiłam pierwszy raz i muszę Wam powiedzieć, że na pewno jeszcze go upiekę. Potrzeba do niego niewiele składników i zrobienie go nie wymaga zbyt dużo czasu. Był bardzo dobry, choć specyficzny ;). Nie jest tak, że smakuje jak pasztet z mięsa, więc pewnie nie każdemu przypadnie do gustu. Jednak namawiam do upieczenia go! Moja rada- koniecznie poczekajcie z krojeniem, aż pasztet ostygnie. Ja zaczęłam kroić gorący pasztet i myślałam, że się w środku nie dopiekł, taki był miękki! Ale taka jego natura, gdy jest jeszcze ciepły :). Nie przedłużając, podaję przepis!

  • 2 średnie selery
  • cebula
  • 1 szklanka bułki tartej
  • 4 żółtka
  • 4 białka
  • 1/2 kostki masła
  • 3 łyżki wody
  • sól, pieprz, majeranek


Seler i cebulę zetrzeć na tarce (grubość oczek dowolna- ja tarłam na tej drobnej, ale nie najdrobniejszej ;)) W rondelku rozpuścić masło, dodać wodę i warzywa. Dusić do momentu, gdy warzywa zmiękną. Do ostudzonej masy dodać bułkę tartą i żółtka, doprawić solą, pieprzem i majerankiem. Białka ubić na pianę, dodać do masy i wszystko delikatnie wymieszać. Przełożyć do keksówki i piec około 45 minut w temperaturze 160 stopni (ja piekłam w wyższej, bo jakoś nie sprawdziłam, w jakiej mam piec :P i wyszło super, taka przypieczona skórka była!). Po wyjęciu z piekarnika ostudzić (!) i podawać np z żurawiną :)
.



wegetariańska kuchnia



LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...