piątek, 31 maja 2013

Ciasto drożdżowe z rabarbarem



Wyszło nieziemskie! Wyrośnięte, puszyste, pachnące! Ja się wcale nie chwalę, ewentualnie zachwalam i namawiam, żebyście wypróbowali ten przepis :). Bardzo prosto go zapamiętać, bo wszystkiego albo pół, albo 3 ;).

  • pół kilo mąki
  • pół opakowania świeżych drożdży (50 g)
  • pół szklanki mleka
  • pół szklanki cukru
  • 3 łyżki oleju
  • 30 g masła
  • 3 jajka
  • szczypta soli
  • rabarbar (ja dałam tyle, ile miałam, czyli kilka łodyg, ale można więcej :))
  • kruszonka (masło, mąka, cukier)


Z drożdży, łyżki cukru i odrobiny podgrzanego mleka robimy zaczyn. Mąkę przesiewamy, dodajemy soli, a potem rozpracowane drożdże. W rondelku z mlekiem roztapiamy też masło, roztrzepujemy w nim jajka. Dodajemy do mąki, dolewamy oleju. Wyrabiamy ciasto, odstawiamy w ciepłe miejsce na ok godzinę. Nasze ciasto przekładamy na natłuszczoną blachę, posypujemy pokrojonym rabarbarem, następnie kruszonką. Odstawiamy, by znów urosło, potem wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na ok 45 minut (ciasto ma zbrązowieć, a kruszonka zezłocić ;)).

Tak się cieszę, że zaczyna się sezon owocowy- będę mogła się obżerać truskawkami, czereśniami, malinami i brzoskwiniami! I będę duuuuużo piec :). Bo ciasta z owocami uwielbiam!

Buziaki, Madeleine.

czwartek, 30 maja 2013

Nie jem, za to piję.

W związku z niebywałymi upałami... żartowałam :P. Czekałam z tym postem na upał, ale chyba się nie doczekam- no jak ja mogłam mieć nadzieję, że w którykolwiek weekend, a najbardziej ten długi, będzie piękna pogoda? Naiwna jesteś, kobieto! Mam dla Was kilka propozycji zdrowych napojów na upalne i nieupalne dni. 

 
 Na pierwszy rzut pójdzie drink z sokiem z granatu. O tych owocach słychać ostatnio w samych superlatywach. Są zdrowe, pyszne, piękne i dla mnie... magiczne :). Miałam okazję przetestować sok granat z winogronem firmy Grante. Zawiera 70% soku z granata i 30% soku z winogron. Jest ciemny, mocny, aromatyczny. Ma piękny, głęboki kolor. W smaku przypomina trochę soki z czarnej porzeczki, albo aronii. Jest dobry i pomimo nutki goryczy, dość słodki. Postanowiłam go "rozcieńczyć" wodą mineralną- lekko gazowaną, więc miałam bąbelkowy napój ;). Dodałam też cytryny i listki mięty. Wyszło pycha. Idealny napój na podróż (wtedy jeszcze było ciepło...), która mnie czekała. I wiecie co? Nie zostawia plam na ubraniu, w przeciwieństwie do innych ciemnych soków (mój fantastyczny ekologiczny kubek podróżniczki średnio współgra z moimi ustami. A może mam dziurawą brodę ;)?). Duży plus za ładną, szklaną butelkę (tak, lubię ładne rzeczy ;)). Myślałam jeszcze o eksperymentach z mrożoną herbatą z dodatkiem soku z granata i o koktajlu z mleczkiem kokosowym, ale to może następnym razem ;).

Więcej o właściwościach granatowych owoców, a także o firmie Grante, możecie poczytać tutaj.
  •   3/4 szklanki soku granat z winogronem
  • 1/4 lekko gazowanej wody mineralnej
  • kilka kropli soku z cytryny
  • listki świeżej mięty
  • (lód, jeśli kiedykolwiek zrobi się ciepło) 


A jeśli macie sokowirówkę, polecam soki z owoców i warzyw. Uwielbiam marchewkę z pomarańczą! Marchewki mają karoten, który wpływa na koloryt naszej skóry. Jak byłam mała, to ciągle piłam Bobo Frut i... zrobiłam się tak ślicznie "opalona", że lekarz ochrzanił moją matkę :D. Także trzeba uważać :P. Cieszę się, że są już młode marchewki! Jako, że nie ma sezonu na pomarańcze, można sobie ułatwić sprawę i do wyciśniętych marchewek, dodać soku pomarańczowego z kartonu- byleby był sokiem, a nie nektarem, czy napojem ;).

  • pęczek młodej marchwi
  • sok pomarańczowy (dodajemy tyle, ile nam pasuje)
  • kilka kropli soku z cytryny
  • (dodałam jeszcze 3 łodyżki rabarbaru, żeby było kwaskowate)

A teraz trochę chlorofilu!


Na 2 duże, lub 3 małe soki:
  • 4 jabłka (soczyste!)
  • 3-4 łodygi selera naciowego (można popróbować i dorzucić tyle selera, ile nam odpowiada- ale lepiej nie przesadzić, żeby nie było zbyt gorzkie)
  • kilka kropli soku z cytryny



Owocnego weekendu, kochani :)!
M.

Recenzja produktów firmy Kupiec, cz. III.


Znowu trochę testowania ;).



Kuskus

Wartość odżywcza 100g produktu:
Wartość energetyczna 361 kcal
1533 kJ
Białko 13 g
Węglowodany 75 g
Tłuszcze 1 g



Nie wyobrażam sobie kuchni bez kuskusu. Uwielbiam tę kaszę za to, że jest BŁYSKAWICZNA ;). Wystarczy dodać wody/ bulionu i gotowe! Kaszka Kuskus marki Kupiec jest u mnie właściwie zawsze. Zwykle wykorzystywany jako dodatek do mięsa. A ostatnio spróbowałam tak: klik . Szybkie, łatwe i smaczne ;).




Maca razowa
 
Wartość odżywcza 100g produktu:
Wartość energetyczna 380 kcal
1614 kJ
Białko 11,5 g
Węglowodany 80 g
Tłuszcze 0,5 g
Błonnik 5 g

Podoba mi się, że maca zapakowana jest w 2 osobne opakowania (oprócz pudełka). Dzięki temu, można zabrać tylko część pieczywa bez obaw, że straci swoją świeżość. Zrobiona z pełnego ziarna, nie traci nic z pysznego smaku chrupkiego pieczywa. Najbardziej lubię jeść ją bez niczego, ale z plasterkiem sera typu włoskiego też jest pyszna :).



Otręby pszenne

 
Wartość odżywcza 100g produktu:
Wartość energetyczna298 kcal
1259 kJ
Białko13,9 g
Węglowodany51 g
Tłuszcze4,2 g
Błonnik42,4 g    
O otrębach- owsianych było już TU . Tych pszennych również używam jako dodatek do jogurtu, płatków, czy panierki. A ostatnio eksperymentalnie powstały truskawkowe lody z odrobiną otrębów :).








Wafle ryżowe z solą morską



















































































































































































































Wartość odżywcza 100g produktu:
Wartość energetyczna 403 kcal
1686 kJ
Białko 8,6 g
Węglowodany 82,1 g
Tłuszcze 3,9 g


To zdecydowanie mój faworyt. Spośród wafli ryżowych, zawsze wybieram te z solą morską. Delikatny słony posmak sprawia, że wafle smakują bardzo bardzo dobrze. Długo zachowują świeżość, więc jeśli nie zje się wszystkich od razu, nie trzeba się martwić, że zwietrzeją. No i opakowanie- zmiana na nowe w różnych produktach wyszła zdecydowanie na dobre.



O kaszy gryczanej było tu, a o owsiance tutaj.



http://www.zdrowenienudne.pl/przepisy/kategorie

Niedługo kolejna recenzja :). Buziaki, Madeleine!

wtorek, 28 maja 2013

Szkolnie

Część I Uczeń.
Coś tam robi, nagle ni z tego ni z owego:
Z tym chomikiem.... On tak szaleje w nocy!- dostał chomika, więc teraz zwierzak jest na tapecie od półtora miesiąca. Za chwilę: Ale on w ogóle nie ucieka! Nie ucieka, nie ucieka! - widząc mój wyraz twarzy i coraz szerszy uśmiech- podnosi obie ręce w górę (tak, jakby nie miał z tym nic wspólnego). Nie ucieka, niech mi pani uwierzy. Potem przewija się temat gier. Z tymi grami.... Tyle ich mam! Ja: A masz jakąś ulubioną? On: No... Zainteresowania się zmieniają, także... Potem było jeszcze: Z tymi dzieciami... Z tymi kotami i psami... oraz Z tymi piździkami [motorower :P] to nie idzie! Z tymi jest ulubionym wyrażeniem chłopca i najczęściej używa go tylko w połączeniu z daną rzeczą (typu piździk :D)- reszta jest milczeniem, jakby było wiadomo, co z tymi psami, kotami i chomikami ;). Na koniec jeszcze oświadczył (już po raz kolejny zresztą: Te Lyra [kredki] są najlepsze. Tak miękko kolorują!

Część II Pani Sekretarka
Mam do niej awersję, odkąd musiałam zadzwonić do szkoły po raz pierwszy i umówić się na spotkanie z dyrektorem. Kobieta trzy razy rzuciła mi słuchawką po oświadczeniu: Pan dyrektor jest na szkole, ew. Pana dyrektora nie ma. W momencie wyartykułowania przeze mnie dźwięku A (A kiedy mogę go zostać?) słuchawka leżała już na "widełkach", a buczenie sygnału doprowadzało mnie do szału. Byłam pewna, że jest jakaś wredna, ale po spotkaniu z nią kilkakrotnie, pomyślałam, że może po prostu przygłucha. Teraz doszła chyba do tego ślepota, bo... dziś wzięła mnie za uczennicę. A ja pracuję w podstawówce. Było tak. Stoję sobie przed pokojem nauczycielskim, pukam, żeby mi ktoś otworzył, za mną chłopcy z klasy piątej, lub szóstej. Podchodzi PS i swoim melodyjno- spokojnym głosem zwraca się do mnie: A na kogo wy tu wszyscy czekacie? JA po klucz, odpowiadam wkurzona, no bo co w końcu, kurczę blade! To nie pierwsza taka sytuacja. Chcę pożyczyć zszywacz, idę do niej, proszę o ten niezbędny sprzęt, a PS na to: A kto prosi? (w sensie który nauczyciel!). Jak szłam po klucz do gabinetu, to za każdym razem musiałam tłumaczyć, z kim mam lekcje (z dziećmi, nie z nauczycielem), oraz że nie jestem praktykantką. I tak od stycznia. Amen.

Ps. Pieprzyć to. Następnym razem udam panią z sanepidu. Albo nastoletnią matkę. Albo babcię klozetową. Jeszcze nie wiem.

Ps. Co się dzieje z tą pogodą? Czy ja przespałam wakacje :(?

Miłego dnia :)!

poniedziałek, 27 maja 2013

fuck it


Pewnie sobie myślicie, że to będzie post pełen marudzenia, narzekania i brzydkich wyrazów. Otóż nie! Brzydkie wyrazy może i będą, ale reszta się nie pojawi. Zaczęło się od tego, że obudziłam się w świetnym humorze. Zupełnie nie wiem, z jakiego powodu. Prawda, sny miałam dość sympatyczne i mocno mnie ubawił ich kontekst, ale to chyba nie to. Z tej radości prawie spóźniłam się do pracy. A potem stwierdziłam, że wychodzenie z wilgotną głową w tak upalny dzień jak dziś, nie było dobrym pomysłem (mój kaszel to potwierdził). Anyway. Wracam z pracy, czekam na tramwaj. Po jakimś czasie, orientuję się, że tramwaje, które stoją na przystanku po drugiej stronie, stoją tam już dłuższy czas i nie zamierzają ruszyć. Nadjeżdżający z drugiej strony tramwaj, również wydawał się raczej nadstawać. Może zabrakło im prądu, albo... węgla? Postanowiłam przejść się do następnego przystanku. Z jednego zrobiło się miliard i przespacerowałam się te 50 minut na dworzec. A tramwaj w drugą stronę jechał dopiero, gdy byłam na przystanku, na którym powinnam wysiąść. Pociąg mi uciekł, więc miałam dużo czasu do następnego. Kupiłam totka, a potem poszłam do Matrasa (wypłatę dostałam :P). Oglądam sobie książki, oglądam, aż mój wzrok natrafił na malutką czarną książeczkę o wdzięcznym tytule f*ck it . Nie wiem, co mogłoby mnie powstrzymać przed zaglądnięciem do środka. Okazało się, że to książka, namawiająca do wyluzowania. Jako, że mnie się ta filozofia bardzo podoba, pieprzę to i więcej Wam nic o niej nie napiszę. 

Żartuję :P.

Oglądając tył książki, przeczytałam zdanie Pieprz to i kup tę książkę. Stwierdziłam: OK! A chwilę potem... Eeeeee, tu jest tak mało tekstu, za te 32 zł mogłabym mieć coś lepszego. A potem na chybił trafił otworzyłam książkę i zaczęłam się śmiać, bo:


Jeszcze jedno otwarcie:


... i poszłam do kasy ;)...

Potem wsiadłam do pociągu, przeczytałam wstęp (zawsze czytam wstęp, podziękowanie i epilog!). Była tam swego rodzaju instrukcja- można czytać na dwa sposoby- od deski do deski, lub otwierać na chybił trafił i traktować to jak ciastko z wróżbą. Postanowiłam zastosować zasadę nr 2. Otworzyłam tylko kilka stron, poszczerzyłam się sama do siebie, zamknęłam książkę i... otworzyłam ją znowu :D. Na szczęście jeszcze dużo fantastycznych tekstów i ilustracji mi zostało. Będę ją zawsze wozić przy sobie i otwierać. Może tylko w środkach komunikacji ;)?






Tak mnie to zainspirowało, że stworzyłam dla Was kilka własnych:


Pieprz to i:
  • wychodź bez makijażu
  • w dresie chodź nie tylko po domu
  • zeżryj całą tabliczkę czekolady i zagryź popcornem (inaczej Cię zemdli!)
  • jedź autobusem bez biletu
  • wyznaj miłość komuś, kto o tym nie ma zielonego pojęcia
  • nie utrzymuj kontaktów z ludźmi, z którymi nie chcesz utrzymywać kontaktu
  • w mieście przechadzaj się boso i pytaj, którędy do plaży
  • wychylaj się przez okno w pociągu i każdego informuj, że ten pociąg nie jedzie do Gdańska
  • a teraz pieprzę to i więcej punktów nie podam, bo jak zaczęłam przeglądać ZNOWU mój fantastyczny poradnik, to okazało się, że wszystkie moje pomysły zostały już spisane :P.
Np to:


Najfajniejszych porad Wam nie pokażę, żebyście mieli przyjemność przeglądania tej książki ;)...

Pieprzcie to i kupcie tę książkę- albo nie ;). Gdyby Was zainteresowało:
http://www.thefuckitlife.com/ .

Buziaki, pieprznięta Madeleine.

niedziela, 26 maja 2013

Niedziela

A niedziela ze mną wygląda tak:





Ktoś reflektuje ;)?

Szukam materiału do stworzenia tablicy korkowej. Skończyło się na ubraniu Czekusia w spódnicę :P.  Miłego popołudnia!

sobota, 25 maja 2013

Relacja niemal na żywo


O Boże, Bayern strzelił gola, a ja nie widziałam, bo wyłączyłam tv. Włączyłam, a tu DOR 0-1 BAY! I teraz muszę się zastanowić, którzy to nasi i czy się cieszyć. No bo wiecie, tu Niemcy i tu Niemcy, i z tego wszystkiego zapomniałam, gdzie grają ci nasi  aba trener. Latają jacyś w czerwonych koszulkach i w żółtych też latają. O, Piszczek! Nie znam się na piłce, kompletnie. Jak było Euro, to nawet zrozumiałam, czym jest spalony, ale teraz już taka pewna nie jestem. Mój ojciec oglądał wszystkie mistrzostwa, jakie tylko były możliwe, ale jakoś nie zaraził mnie pasją do piłki nożnej. Prędzej do tych wszystkich brzydkich wyrazów, które wykrzykiwał podczas meczu ;). Mama zachowywała się jak rasowa żona i podpytywała go... która to połowa, albo kto gra. Najczęstsza odpowiedź ojca? Tamci z tymi (ewentualne ci z tamtymi). Może gdyby odpowiedzi były bardziej wyczerpujące, nauczyłabym się czegoś. Gooooooool!!!!!!!!!!!!! Żółci strzelili! Wygląda na to, że wtedy strzelili czerwoni. Wracając do opowieści... Kiedyś, gdy Milan grał z Barcą, postanowiłyśmy z mamą POKIBICOWAĆ. Tata był za Barceloną, więc my oczywiście.... za Milanem. Darłyśmy się cały mecz, skandowałyśmy i klaskałyśmy, matka wymyślała przyśpiewki. Słowa nie były specjalnie trudne. Mogę Was nawet nauczyć. To leciało jakoś, zaraz.... Tak! Milan, Milan, Milan, Milaaaaaaan na jakąś fantastyczną melodyczną melodię. Nie mam zielonego pojęcia, kto wygrał, ale pamiętam, że to był najlepszy mecz w moim życiu ;). I nawet ojciec się nie wkurzył- nigdy nie potrafił udawać, że się na mnie wkurza, kiedy go rozbawiałam (chyba, że naprawdę wyprowadziłam go z równowagi- wtedy nikomu nie było do śmiechu :P). Także tego... 1:1. A wiecie, że byłam obok stadionu Dortmund? Oooooo, prawie gol Lewandowskiego, ale ręka i gwizdek (Whistle baby, whistle baby!) No... WIDZIAŁAM ten stadion na własne oczy, jak byłam w Niemczech. Kuzyn kuzynki (!) mnie tam zaprowadził (bo przecież ja jestem fanką piłki nożnej :D). Pamiętam, że przeklinałam moment, w którym wpadłam na pomysł założenia obcasów- daleko był ten stadion. Podobno piłkarze Borussi opadli z sił. Mogliby wypić jakiegoś. O, ktoś leży, aż tak opadł. Ale to chyba ten z Dortmundu. Widocznie oni też opadli. Ile to jeszcze tego meczu? Może nawet OBEJRZĘ do końca? Pierwszej połowy (i połowy drugiej) nie widziałam, bo oglądałam teledyski i filmiki zespołu Enej. Uwielbiam ich! Wczoraj grali na juwenaliach, a ja tam byłam i naładowałam się tak pozytywną energią, że starczyło mi jej do dziś! No chyba, że ta witalność to zasługa moich 17 (!) lat. Wczoraj okazało się, że na tyle lat wyglądam. Bo wiecie Dość młodzieżowo się ubierasz jak na swój wiek. Swój wiek. A sam podobno jeszcze starszy, phi. Chyba zacznę chodzić w garsonkach. Tylko kto mnie będzie wtedy podrywał?!
Była jakaś znakomita akcja Bayernu, którą przegapiłam, pisząc tutaj. Gdybym miała telewizję przyszłości, przewinęłabym sobie i zobaczyła (bo powtórka też przeleciała mi koło nosa). O Jezu, gol! Znowu przegapiłam. Ale widzę powtórkę- jakiś łysy strzelił. Lewy smutny. No i dupa, pewnie żałoba teraz będzie w Polsce. Chyba, że jeszcze coś się zmieni. Aż nie wiem, co pisać. O, jeden żółty przeskoczył przez drugiego żółtego! Jakaś zmiana taktyczna i wszystko wskazuje na to, że jednak Bayern Monachium. Czerwony udaje, że go Lewandowski sfaulował. Nawet JA wiem, że bezczelnie oszukuje i gra na czas.
KONIEC. Wszyscy płaczą... albo się modlą- może to Muzułmanie?


Żółto- czerwone buziaki, M.




Ps. Cieszcie się życiem, bo ma niepowtarzalny smak :)!





środa, 22 maja 2013

Jestem aniołem.

No dobra, raczej nie. Ale cierpliwość mam iście anielską. Do dzieci. Nie swoich rzecz jasna, bo swoich nie posiadam. Za to w pracy posiadam ich dużo. Uwielbiam dzieciaki, mam do nich dobre podejście, i zawsze wydawało mi się, że będę dla nich milutka, taka do rany przyłóż. I jestem- do czasu. Nie zrozumcie mnie źle, ja naprawdę się staram. Ale krew mnie zalewa, kiedy widzę i słyszę, jak zachowuje się teraz większość teraźniejszych dzieciaków (wczesnoszkolnych). W takich momentach dużo mnie kosztuje zachowanie względnego spokoju i nie uduszenie (np blond warkoczykiem) któregoś z małych szatanów. No bo jak tu być oazą spokoju, kiedy 8-latek na moją grzeczną prośbę o posprzątanie po sobie skrawków papieru potrafi powiedzieć Posprzątałem tyle, ile chciałem, a potem po mniej grzecznej prośbie usunięcia WSZYSTKICH papierków, które są na stole, potrafi przed owym stołem stanąć (z ręką na biodrze!) i unosząc oczy do góry, zniesmaczonym tonem dodać GDZIE na stole?. Że ja nie odpowiedziałam Kurwa, w dupie! to był cud. Naprawdę. SKĄD się, do cholery, biorą takie dzieci? Takie, które, dostając nagrodę za zebrane naklejki (naklejki ode mnie, ofkors) potrafią marudzić że wolałyby te drugie karty, bo one są droższe, takie, które na zajęciach biegają z mopem, albo się tłuką. Jako Pani, Która Zajmuje Się Mową, wolę dzieci, które... jeszcze nie mówią. I takimi niedługo będę się zajmować, jeśli uda mi się (a uda! ;)) zrealizować swój plan na najbliższe pół roku.

Ostatnio moje posty są krótkie i jakieś takie o niczym, ale zwykle pisane są pod wpływem emocji. Dziś tych trochę gorszych- humor zepsuły mi dzieciaki, a potem wściekłość zamieniła się w jakiś durny smutek i niemal płaczliwość- właściwie bez wyraźnego powodu. Boże, baby...


Na poprawę (albo pogorszenie humoru- zależy, jak na to spojrzeć :D), przesyłam Wam piosenkę z boskim teledyskiem :).

 

Buziaki, rozchwiana emocjonalnie (chciałam napisać Mała Madzia, ale teraz to się źle kojarzy :>) M.

wtorek, 21 maja 2013

Imagine


Imagination to jedno z moich ulubionych słów. Wyobraźnia nie brzmi już tak ładnie, choć przecież zawiera w niej się ta sama moc kolorów, dźwięków i kształtów. Moja wyobraźnia nie zna granic. Uwielbia wytwarzać niesamowite historie. Pół biedy, kiedy jest to coś miłego, lub śmiesznego i jedynym zagrożeniem jest zakrztuszenie się własną śliną, wywołane śmianiem się pod nosem (tak było dziś). Gorzej, jeśli weźmie sobie na cel przypominanie wszystkich obejrzanych horrorów i dorobienie alternatywnych zakończeń- ze mną w roli głównej. Albo wmawia mi, że jak ktoś nie odbiera telefonu, to coś MUSIAŁO się stać i nie mam prawa teraz myśleć o niczym innym, a o spaniu mogę zapomnieć. Czasem jest dla mnie dobra i przenosi mnie w świat absurdu i magii, albo świat spełnionych marzeń (tylko ta ślina jest niebezpieczna...). Uwielbiam filmy magiczne- takie, w których widać, że twórcom wyobraźni i kreatywności nie brakuje. Lubię też swoją wyobraźnię. Jest taka, a nie inna przez obrazy, dźwięki, smaki i zapachy, których doświadczyłam. A jeśli któryś zmysł nie działa tak, jak powinien, to co wtedy? Tydzień temu obejrzała Imagine. I muszę Wam powiedzieć, że dawno nie zachwycił mnie tak żaden film. Pełen ciepła, magii, humoru, nieprzewidywalności. I ten fakt, że ludzie w kinie wstrzymują oddech przy każdym kroku głównych bohaterów- ze strachu, że może im się coś stać. Aha, tak, bo oni są niewidomi. I my trochę też, oglądając ten film. Świetny, a zarazem irytujący pomysł niepokazywania widzowi pewnych rzeczy, powodował, że miałam ochotę krzyknąć No przesuń tę kamerę i pokaż, czy tam faktycznie jest Atlantyk! Nie krzyczałam, potrafię się zachować (czasami) :P. Jeśli jeszcze nie widzieliście, polecam, bo bardzo warto. Ostrzegam, że wartkiej akcji tam nie ma. Właściwie nie ma żadnej akcji ;)....




Zdjęcia pochodzą ze strony: pinterest.com


Ps.Chciałam jeszcze tylko powiedzieć, że bardzo mnie cieszy, że ilość odwiedzin Jedz, czytaj, kochaj ciągle rośnie, że zwiększa się ilość obserwatorów, a liczba fanów na fb przekroczyła setkę. To motywuje i nie pozwala olać bloga ;).

Buźka, wyimaginowana Madeleine.

Ps.2 Czy wiecie, że w języku litewskim większość wyrazów kończy się na "as" :D?

wtorek, 14 maja 2013

Internet i nominacja.

Uwielbiam internet! Blogi, facebooka, fora, inspiracje, które mogę tu znaleźć. Jakiś czas temu zakochałam się w pintereście i ciągle tam bywam. Zaczęłam nawet repinować te wszystkie boskie zdjęcia na swój profil. Jak pięknie wszystko zorganizuję w grupy, to nawet umieszczę link na blogu i będziecie mogli mnie podpinezkować ;). Co jeszcze nowego (dla mnie) w internecie? Odkryłam (oczywiście, dzięki innemu blogowi) stronę http://thingo.pl/ - tam się można WYMIENIAĆ! Na wszystko i za wszystko. Siedzę i oglądam te wspaniałe rzeczy, założyłam nawet konto i mam zamiar powrzucać rzeczy, które są fajne, ale mnie już się nie przydadzą. Może akurat uda mi się zdobyć coś fajnego :). Jeszcze tylko sprawa twittera. Mam. I nie korzystam :D. Cóż, zmieścić się w pięciu słowach... to chyba nierealne. Z konta prywatnego zmieniłam na blogowe, ale nadal milczę. Muszę się przemóc i zacząć tam działać- w końcu to dobre miejsce na promowanie bloga, right :)? 

A teraz nominacja!
Dostałam dziś kolejną :). Od pewnej sorbetowej miłośniczki zwierząt  


Dziękuję i odpowiadam na pytania:

 
1. Jakie jest Twoje ulubione słowo? 
Chciałam napisać, że kurwa, ale zauważyłam punkt 7. :P. No więc... ostatnio FANTASTYCZNIE!
 
2. Jakie słowo najmniej lubisz? 
 Wszystkich, używanych niepoprawnie, w złym kontekście (typu bynajmniej, potargane). Aha, i jeszcze poczesany- że niby co?!
 
3. Co cię inspiruje (nakręca, podnieca)? 
 Wnętrze internetu.
 
4. Co cię wkurza? 
To, że mi się zgubił grzebień, albo nawet OBA! I że samochody jeżdżą po rynku, a tam chodzę ja i gołębie, i dziś np tak się skupiłam na patrzeniu, czy facet nie przejedzie gołębia, że prawie sama wpadłam pod furgonetkę MASARNIA BUJAKÓW. 
 
5. Jaki dźwięk kochasz? 
 Pianino. I skrzypce!
 
6. Jakiego dźwięku nienawidzisz? 
 Sygnału karetki.
 
7. Ulubione przekleństwo ? 
 Kurwa.
 
8. Jaki zawód chciałbyś (chciałabyś) wykonywać? 
 Mogłabym być w policji dla zwierząt- typu RSPCA, ale u nas tego nie ma.
 
9. A jakiego z pewnością nie? 
 Rzeźnika.
 
10. Jeżeli niebo istnieje, co chciałbyś (chciałabyś) usłyszeć od Boga gdy 
przybędziesz do bram raju? 

Fantastycznie, że jesteś! A teraz spier* na dół! 
Taka ze mnie żartownisia :P. Może, że moja przyjaciółka miała rację mówiąc Młoda jestem, Bóg mi wybaczy?

11. Opisz jakąś obciachową sytuację (z której dziś się śmiejesz).
O Jezusie! Było ich naprawdę dużo... Jak wymyślę, co mogę tu umieścić, to zaktualizuję post ;).

Jako, że już nominowałam kiedyś blogi, nie będę tego robić po raz drugi- wybaczcie ;).
A teraz jadę na rolki! Bywajcie ;)!

niedziela, 12 maja 2013

Remont i wyniki wyzwania.


Och,  no wiem, nie pisałam! Już się tłumaczę... Najpierw był remont, a potem skończył mi się transfer i... dupa. Chyba ktoś mi kradnie internet- czy to jest w ogóle możliwe, żeby kraść mobilny internet :P? Miałam milion pomysłów na to, o czym pisać, ale się ulotniły podczas upału- nie żeby w weekend, wiadomo, że upały są w dni pracujące. Co do remontu, to miałam zdać Wam relację, którą skrupulatnie układałam podczas bezsennej nocy pachnącej kobaltową farbą i pyłem, ale moje błyskotliwe remontowe uwagi również się ulotniły. A może to skutek zatrucia farbą? Sypialnia wygląda PRAWIE dobrze. Prawie, bo się zrobił (sam) bałagan. Brakuje paru półek (i część rzeczy leży na ziemi), które same się nie zrobią (w przeciwieństwie do bałaganu), a  ja wiertarki dotykać nie będę. Jeszcze by tego brakowało. Wystarczy, że pierwszą warstwę farby kładłam sama (bo wiecie, Liga Mistrzów, a potem bardzo ciężki powrót na rowerze- cel: DOM został osiągnięty o 10.40 rano następnego dnia). Zresztą tą wiertarką więcej bym narobiła szkody, niż pożytku. Jak będą półki, to zniknie bałagan z podłogi. I zdjęcia będą! A na razie wyniki kwietniowego wyzwania. Przyznam szczerze, że spodziewałam się większego szału :P- miałam wtedy mnóstwo wyświetleń na blogu i przybyło mi sporo obserwatorów i polubień, co mnie niezmiernie cieszy, ale wszystkie warunki uczestnictwa spełniło niewiele osób. Chyba się obrażę i więcej konkursów nie zrobię :P! No dobra, żartuję. Pewnie zrobię standardowe rocznicowe candy niebawem ;)... Mam nadzieję, że mimo wszystko posty zainspirowały Was choć trochę i że wszystkie nowe osoby zostaną ze mną na dłużej :). Dziękuję dziewczynom, które się zgłosiły i podjęły wyzwanie- jesteście wielkie :)!

A teraz WYNIKI...

Wspaniały planner autorstwa Karo trafia do... Lucy. Za ogarnięcie szafy i wyrzucenie spodni, mimo, że mogła się w nie zmieścić na starość i szpanować tym przed znajomymi :D.

Dzięki wspaniałomyślności Karo, mam też nagrodę pocieszenia dla Joanny, która tak jak ja rozpoczęła od uporządkowania swojego biurka :).

Gratuluję i czekam na maile na pw.

Buziaki, powracająca do blogowego życia Madeleine.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...