niedziela, 5 października 2014

Jestem ćpunką

emocje, niepewność

Jestem ćpunką. Czasem, na głodzie, trzęsą mi się ręce, albo głos. Potrzebuję tego, co ukoi moje nerwy, moich dragów, czegoś po czym przestanę drżeć. Nie, nie chcę iść na odwyk, nie chcę się z tego leczyć. Nie uważam, żeby moje uzależnienie było groźne i złe. Choć, może, skoro każdy nałóg ma swoje konsekwencje. A ja nadal ćpam. Nie przestanę. Ćpam dobre emocje, głośny-tłumiony śmiech o trzeciej nad ranem z pomysłów typu: Zadzwońmy do niego! Powiem, że nie chciałam dać Ci jego numeru, bo sama się w nim zakochałam!. Ćpam promienie październikowego słońca, zapach na męskiej szyi, czekoladę, pocałunki w czoło- usta- serce, muzykę, spojrzenia mojego psa i łamiące mi serce cytaty. Dziś znalazłam jeden taki, po którym poczułam głód. Chciałam więcej. Chciałam więcej tak bardzo, że totalnie rozpierdolona po wczoraj, wyszłam w nieumytych włosach, zawiniętych na czubku w kok chlubnie nazywany artystycznym nieładem, na dupę ubrałam moją najdroższą niewyprasowaną spódnicę, i z bijącym sercem ruszyłam w stronę galerii handlowej w swojej wielkiej metropolii. Mamy tam nawet Empik. W głowie tłucze mi się jedna myśl: muszę przeczytać tę książkę. Nie jutro, nie kiedyś, nie jak dostanę wypłatę, nie po urodzinach, nie nie nie. Teraz. Chcę. Bo potrzebuję tych pieprzonych cytatów. Tych o spranych ubraniach i zaroście, i całowaniu w czoło, o byciu skurwysynem. Chcę. Teraz. Mijam rzędy półek, okładki biją mnie po oczach, krzyczą tytułami, ale serce wybija jeden rytm: żul -czyk - żul - czyk. Szukam go w literaturze polskiej, w top liście i bestsellerach. Nie ma. Serce mi zamiera, kiedy zdobywam się na podejście do kasy i wychrypienie z obawą w głosie, bo może jednak gdzieś go mają. W magazynie, na innej półce, bo ktoś nieopatrznie przełożył, przecież nie wiedział, że będę tu dziś, tak bardzo drżąca z głodu. Sprawdzę w systemie. Klik. Klik. Klik. Niestety, nie mamy. Serce przestaje mi bić. Wychodzę, choć słowa z okładek drą się do mnie jedwabnikami. Bo przecież mogłabym wziąć coś innego, substytut. Na zaspokojenie pierwszego głodu. Żeby się nie trząść. Bo J.K.R. wydała kontynuację Wołania kukułki. Ale nie chcę. Włóczę się pomiędzy sklepami, myśląc, co mogłabym zjeść na obiad, choć wcale nie mam apetytu. Nie na jedzenie. Bo dziś taki dzień. Kiedy bardzo potrzebuję słów. Tych dobranych, jeśli nie wypowiedzianych, to spisanych nie-drobnym maczkiem na pachnącej życiem kartce w kolorze plam po herbacie. 

Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz, chodź, pocałuję cię w trzecie oko, chodź, pocałuję cię w czoło, w głowę, w stopę, w pępek, w kolano, w knykieć, w sutki, w pępek, w duszę, chodź, pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. W samo serce.

Było miło. Jak sobie tak pomyślę, to rzeczywiście było miło. Przez kilka głupich, przezroczystych, podartych już teraz na kawałeczki jak nieważne dokumenty, momentów

I jeszcze chcę przeczytać Bukowskich. I trochę się boję, że te wszystkie książki mnie rozaczarują. Że cytaty złożą się w całość nieznośną i niesmaczną. Ale może nie. Na pewno Wam napiszę, jak już je dorwę.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zastanawiam się, o czym Wam dziś opowiedzieć w Polecankach.
I jeszcze muszę Wam powiedzieć, że to nie tak, że olałam bloga. Transfer mi się skończył, byłam odcięta od neta przez tydzień, przykre doświadczenie. Ale przedłużyłam umowę, będę miała dwa razy więcej surfowania i bólu oczu.

2 komentarze:

  1. No to miłego bólu oczu ;)
    PS zmieniłam adres bloga, w zupełnie nowej odsłonie znajdziesz go teraz tutaj :)
    miłego wieczorku!

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...