wtorek, 2 października 2012

Kocham... ekologię! Część II: moda.



Jakiś czas temu pisałam o konieczności oszczędzania wody. Dziś trochę inne spojrzenie na ekologię. Będzie dotyczyło recyklingu, ale… modowego (między innymi)! Czasy, kiedy ubieranie się w lumpeksach było uważane za obciach- już dawno minęły. Mamy zatrzęsienie sklepów z używaną odzieżą. I choć, według mnie, ciężko jest znaleźć taki, w którym ciuchy nie są zwykłymi szmatami do wycierania podłóg, to warto poszukać second handów z prawdziwego zdarzenia. Tam ubrania są trochę droższe, ale za to możemy wynaleźć prawdziwe perełki! Nie raz trafiają się rzeczy całkiem nowe, z metkami, „firmówki” niedostępne w Polsce. A przede wszystkim, mamy gwarancję, że zdobędziemy coś jedynego w swoim rodzaju, a co za tym idzie, nie dostaniemy ataku furii, kiedy zobaczymy identycznie ubraną osobę idącą ulicą (niedawno widziałam dziewczynę w takiej samej sukience- dobrze, że byłam w pracy i nie słyszała z zza szyby moich słów :P). Ja lubię second handy. Pod warunkiem, że nie szukam czegoś konkretnego- bo tak jak w „normalnych” sklepach, rzadko kiedy wychodzę z dokładnie wymyśloną przez siebie rzeczą… Dobrym pomysłem jest też kupowanie ubrań na aukcjach w internecie. Wtedy mamy większą pewność, że ubranie było noszone przez jedną osobę. Z drugiej strony, nie można przymierzyć- jednak sprzedawcy zwykle podają dokładne wymiary ubrań, zresztą cena często jest tak niska, że można zaryzykować. Chyba najbardziej opłaca się kupować w ten sposób ubranka dla dzieci. I w ciuchlandach i na aukcjach można znaleźć cuda za grosze! Pytacie „No dobra, ale co to ma wspólnego z ekologią?” A no ma i to całkiem sporo. Puszczając używane rzeczy w ponowny obieg- czy to kupując, czy sprzedając- zmniejszamy ilość odpadów- a uwierzcie, że tych jest i bez naszego udziału całkiem sporo.
 Jak już wiecie, uwielbiam czytać. Książki głównie wypożyczam- głównie dlatego, że gdybym miała kupować tyle, ile ich pochłaniam, wydawałabym zdecydowanie za dużo ;). Chcąc, nie chcąc, dbam o środowisko- pośrednio nie przyczyniam się do wycinania kolejnych drzew. Dlatego też w poszukiwaniu książek, zajrzyjcie do biblioteki, znajomych, komisów, czy antykwariatów. A jeśli już mowa o antykwariacie, miejsca te zdecydowanie mają duszę. Mnie się marzą stare meble, pamiętające niesamowite historie i opowiadające je tym, którzy chcą posłuchać. Taka ekologia jest w dodatku ekonomiczna J.
Słuchajcie, ja nie mówię, żeby kupować tylko i wyłącznie stare rzeczy, bo nie o to chodzi, ale może czasem warto pomyśleć o środowisku? Nie chcecie ubierać się w second handach? Nie ma sprawy- zróbcie coś odwrotnego. Zamiast wyrzucać miliard ciuchów, które zalegają w Waszej szafie, puśćcie je w obieg- sprzedajcie, albo oddajcie potrzebującym (PCK, albo przyjaciółce, która uwielbia tę granatową sukienkę, w której i tak nie chodzisz ;)). Każdą z wymienionych rzeczy można kupić nową, ale… zrobioną z materiałów „zrecyklingowanych”. Pamiętajcie- ekologia jest teraz w modzie, firmy chcąc zadbać o swój wizerunek, wychodzą naprzeciw wymaganiom Zielonych ;). Zużywają mniej chemii do produkcji swych ubrań, za to więcej materiałów pochodzących z recyklingu. Niektóre firmy podjęły wyzwanie Detox, narzucone im przez Greenpeace. Informacje o programie i firmach, biorących w nim udział znajdziecie na stronie: http://www.greenpeace.org/international/en/campaigns/toxics/water/detox/ .

4 komentarze:

  1. Ja nie kupuję w lumpeksach głównie dlatego, że u nas można tam znaleźć takie typowe 'szmaty'. Ciężko znaleźć w okolicy dobry lumpeks. Mimo dobrych chęci nigdy nie znalazłam w takim miejscu nic dla siebie.
    Bardzo możliwe, że gdybym mieszkała w większym mieście poszukałabym takiego miejsca w którym można znaleźć 'perełki' ;).
    Ale co do samego kupowania w 'ciuchlandach' to nic nie mam i wiele razy widziałam świetne stylizacje, które zostały stworzone w wyszukanych w lumpeksach rzeczy-aż zieleniałam z zazdrości :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak to właśnie jest, że trzeba dobrze trafić. Niewiele jest takich ciuchlandów, które oferują naprawdę fajne ubrania, ale jak już się znajdzie, to zwykle chodzi się regularnie ;).

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie zwykłe sklepy nie różnią się od szmateksów: też wiele lasek przede mną ubrało bluzkę, którą sobie wypatrzyłam, a kosztuje toto co najmniej 60 złych.
    Jakiś czas temu doszła do mnie wiadomość, że berszka, stradivarius, chyba zara i jeszcze jakaś firma wykorzystywała w nieludzkich warunkach pracowników w swoich firmach, które były zlokalizowane w biednych krajach. Nie kupuję u nich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja raczej też nie kupuję w sieciówkach, chyba, że na wyprzedażach- inaczej szkoda mi kasy ;). Miałam NIESZCZĘŚCIE pracować w jednej z sieciówek i za dobrze tego nie wspominam... I masz rację, że w pewnym sensie nie różnią się od szmateksów- baby dostają szału, jak zobaczą sale i ciuchy pomiędzy kolejnymi przymierzaniami ciągle lądują na podłodze, heh.

      Usuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...