poniedziałek, 1 października 2012

Pianista



 Jakoś mało książek na tym moim blogu, zważywszy na jego tematykę. To nie tak, że nic nie czytam. Właściwie nie ma dnia, żebym nie miała książki w rękach. Kończąc jedną, zaczynam drugą. Ostatnio jednak czytałam kolejną część pewnej sagi. Chciałabym ją skończyć, zanim o niej tutaj napiszę. Chyba powinnam pisać o książkach, które już czytałam, ale jakoś wolę to robić „na gorąco”. Dziś o Pianiście.
 
 źródło:http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/272799,Syn-Szpilmana-walczy-o-dobre-imie-ojca
 

            Nie ma chyba osoby (a jak jest, to koniecznie musi to nadrobić!), która nie widziała tego akurat filmu Romana Polańskiego. W sposób niesamowicie obrazowy przedstawia wojenne losy Władysława Szpilmana. Film widziałam kilka lat temu, na książkę trafiłam dopiero niedawno. Nie będę pisać, o czym jest- bo przecież na jej podstawie nakręcono film, więc chyba każdy wie. Mogę tylko napisać, że ekranizacja dość dokładnie obrazuje dzieło literackie. Co odróżnia książkę od filmu? Na końcu znajdują się fragmenty pamiętnika Wilma Hosenhelfa (to ten kapitan Wehrmachtu, który pomagał Szpilmanowi). Mamy tam spojrzenie niemieckiego żołnierza na II wojnę światową i sprawę Holocaustu. Ale nie jest to Niemiec wycięty z szablonu rysowanego przez Hitlera i jego popleczników. To sylwetka mądrego, dobrego człowieka, który trzeźwo ocenia sytuację, wstydzi się za swój naród i wie, że kiedyś przyjdzie za to zapłacić- a będą to odczuwać jeszcze kolejne pokolenia. Film zrobił na mnie kolosalne wrażenie. Wiedziałam, czego spodziewać się po książce, ale jednak w dalszym ciągu przeżywałam każdy niesamowity cud, który wyrywał naszego pianistę z rąk Śmierci. Szpilman pisał książkę zaraz po wojnie- na początku, oczywiście nikt nie chciał jej wydać, przeszła mnóstwo cenzur, by po wielu wielu latach trafić w swej pierwotnej wersji do kolejnych pokoleń. Okraszona została wstępem syna sławnego pianisty. Przez fakt, że książka była napisana zaraz po zakończeniu wojny, wszystko jest tam bardzo dokładne, jednak ma się wrażenie, że w pewien sposób książka jest „odczulona”, że nie ma tam aż takich emocji, których można by się spodziewać. Może Szpilman był jeszcze w zbyt dużym szoku? Albo właśnie spisanie wspomnień było próbą poradzenia sobie z tak strasznymi przeżyciami. Dużo czytam o okupacji i o Holokauście. Interesuje się tym. Każda książka równie mocno mnie przeraża. Chyba nigdy nie zrozumiem… dlaczego. Po prostu dlaczego. Dlaczego Żydzi? Dlaczego Słowianie? Dlaczego… w ogóle? Jak można zadecydować o cudzym być albo nie być? I jak można żyć po czymś takim? Z piętnem ofiary lub z piętnem kata. Albo z drugiej strony: jak, znając historię można w obecnych czasach mówić, że Polska nie jest wolna? Ciężko tego słuchać.
Chciałabym wierzyć, że historia nie toczy się kołem, nie w tym przypadku. Że już nigdy przenigdy nikt nie urządzi piekła na ziemi. Że żaden naród nie będzie zabijał w imię … no właśnie, w imię czego? Koloru skóry, włosów i oczu? Prostego nosa? Dźwięków mowy? Ale potem słyszę, co dzieje się na Bliskim Wschodzie, w Chinach, czy w Afryce. I choć, nie są to zbrodnie na tak wielką skalę, choć nie jest to część Wielkiego Planu, to i tak wiem, że moje mrzonki o pokoju na świecie są jak puste słowa kandydatki na Miss Uniwersum. Pozostaje mi wierzyć, że kiedyś ludzie się otrząsną.

 Na koniec dołączam filmik, który swoim powstaniem wywołał straszne zamieszanie... wszędzie. Budzi on wiele kontrowersji, ale i wiele pozytywnych odczuć A jakie jest wasze zdanie na ten temat? Czy taka adoracja życia jest w porządku, gdy  tak wiele osób nie przeżyło? Myślę, że ten film to nie jest zwykła produkcja, to znaczy wiele więcej. Spodobało mi się zdanie w podpisie pod filmikiem "This men has been blessed by God, LET HIM DANCE"

1 komentarz:

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...