Ostatnio mam silną potrzebę eksperymentowania w kuchni. Chcę przyrządzać i smakować nowości. Wykorzystać nowe składniki, a stare przepisy udoskonalić. Ostatnio zrobiłam placki z otrębami- to było coś pomiędzy pacakes, a omletami. Na pewno wrzucę tu przepis, ale jeszcze nie dziś, bo zdjęcia wyszły kiepskie, a je się również oczami :). Dziś będzie co innego. Dla mnie makaron z owocami morza nie jest nowością, ale dzisiejsza odsłona wzięła się właśnie z chęci eksperymentowania. Na zakupy udałam się bez... listy, za to z burczącym brzuchem. Gorszego połączenia chyba nie ma. Trzymałam się jednak tego, że mam kupić składniki na 2 obiady, plus ewentualnie rzeczy śniadaniowe (płatki, muesli, jogurty) i "cośdochleba". Wiedziałam, że jutro będzie tarta ze szpinakiem (to mój kolejny eksperyment), ale co będzie dziś...? Chyba coś z makaronem. Udałam się więc na poszukiwania makaronu. Bo, postanowiłam, że to tym razem nie będzie penne, farfalle, czy spaghetti- o, nie! Wezmę taki makaron, jaki mi się SPODOBA, a potem wymyślę, co z nim zrobię. Dawno chciałam zrobić nadziewane makaronowe muszle. Jednak, kiedy zobaczyłam cenę: prawie 11 zł za pół kilo, to przeszła mi na nie ochota. Zobaczyłam uszka, czyli dischi volanti i zaprosiłam je do swojego koszyka. Kiedy przyjrzałam się kształtowi makaronu, mocno uderzyło mnie (w czoło) słowo KALMARY, które potem zmieniło się w słowo KREWETKI. W moim brzuchu burczało coraz bardziej, ale wiedziałam już czego szukać. Jak na złość, wszędzie były tylko duże krewetki, co zupełnie nie pasowało do mojego dania. Po wizycie w czwartym sklepie, zdecydowałam się, że wezmę mieszankę owoców morza. Wyszło tak:
Żeby odtworzyć danie ze zdjęcia potrzebujecie:
makaronu typu uszka (zawsze mam problem z ilością makaronu na osobę, ale zauważyłam, że 400 gramowe opakowanie starcza na trzy porcje)
mieszkanki owoców morza/ kalmarów/ krewetek (250 g to dwie porcje)
soku z cytryny
oleju i oliwy
soli, pieprzu, czosnku i natki pietruszki (ja użyłam niewielkiej ilości suszonej natki z ogródka babci, a świeża posłużyła mi do ozdoby)
Makaron gotujemy- żadna filozofia. Na patelnię z odrobioną oleju
wrzucamy owoce morza. Kiedy zmiękną i część wody odparuje (z reszty
będzie sos!), dodajemy sok z cytryny i wszystkie przyprawy. Dusimy. Na
talerze rozkładamy makaron i owoce morza, polewamy odrobiną oliwy z
oliwek, ozdabiamy natką i już. Łatwe, szybkie i przyjemne. Lubię takie
dania :).
Jej, a ja siedzę w pracy i jestem TAKA głodna! To wygląda TAAAAAk smakowiiicieeeee! Chcę! :)
OdpowiedzUsuńJak smakowało??bo ja do owoców morza to nie bardzo
OdpowiedzUsuńMi bardzo smakowało :). Ale na swój talerz wpakowałam głównie krewetki i kalmary :D :D :D.
OdpowiedzUsuńOj Madzialena, jak dla mnie to poproszę makaron z czosnkiem, pietruszką i przyprawami, za resztę podziękuję hahahaha :D :P
OdpowiedzUsuńOch, co Wy macie taką awersję do owoców morza :p? Krewetki też nieeeee?
UsuńNic a nic! ;) hihi
Usuń