piątek, 5 września 2014

Obóz młodzieżowy, czyli Czarnogóra za grosze.


Wyspa św. Stefana

Miało być o podróżowaniu, do tego TANIM, więc dziś zahaczę o ten temat. Jakiś czas temu wpadłyśmy z Martyną na pomysł, by pojechać na obóz młodzieżowy. Młodzież z nas nadal znakomita, zakonserwowane jesteśmy doskonale, jednak tym razem postanowiłyśmy jechać jako kadra. Dość szybko znalazłyśmy biuro, które miało zapewnić nam kontrolowaną rozrywkę podczas wakacji. Pominę, że równie szybko okazało się, że nigdy wcześniej nie spotkałam się z tak słabą organizacją w tak dużej firmie. Przejdźmy do meritum- dostajemy informację, że jedziemy do Czarnogóry, jupi! Im bliżej wyjazdu, tym mniej chciałyśmy jechać i tym więcej miałyśmy wątpliwości. Cóż, nie stać mnie na płacenie alimentów, w razie gdyby któraś z dziewcząt postanowiła zostać nastoletnią mamą i na miejsce poczęcia wybrałaby sobie akurat Sutomore. Takie i inne rozterki miałyśmy. Okazuje się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują! Trafiła nam się niewielka grupa, do tego w większości składająca się z mądrych, błyskotliwych dzieciaków (MŁODZIEŻY!) w wieku 14-18 lat. I powiem Wam szczerze, że odpoczęłam. Nie sprawiali zbyt dużo problemów, nie było żadnych sytuacji, przez które mogłybyśmy się za nich wstydzić (aż tak). Złota młodzież, nie ma co ;). Tak więc, jeśli pracujecie w oświacie/ jesteście studentami i macie wakacje, albo Wasza praca pozwala nam na dwutygodniowy wyjazd, to polecam ;). Oczywiście, to nie jest sielanka. Przez cały czas trzeba pamiętać, że nie jest się na wakacjach, tylko w pracy, i nawet na plaży nie można do końca się zrelaksować, bo pilnuje się, czy nikt nie się spala żywcem, nie dostaje udaru, albo nie podtapia. Papiery przed i w trakcie, wypełnianie dzienniczków, dbanie o bezpieczeństwo, zapewnianie różnorodnych rozrywek, plan B na wypadek niepogody, pogadanki na temat łamania regulaminu, wyciąganie chłopaków spod łóżek (grunt, że nie z!) dziewcząt, próba wyśrodkowania między byciem heterą a kumpelą, i dużo innych atrakcji. To jest pikuś. Tak jak mówię, nam się trafiła niewielka, fajna grupa. Na obozach, gdzie jest 40- kilka osób, może już nie być tak łatwo. Nigdy nie przewidzi się, jaka młodzież pojedzie, co im strzeli do głowy, ani co niespodziewanego może się stać. Ale ja bym, mimo wszystko, pojechała znowu ;). Co trzeba zrobić? 

Obstawa. To najmniejsze w krótkich spodenkach, to ja.

1. Zrób kurs wychowawcy kolonijnego.
W każdym mieście są ośrodki, które się tym zajmują. Ja swój kurs zrobiłam 4 lata temu, i nie pamiętam, ile kosztował, ale chyba ok 200 zł. Zajęcia odbywały się w weekendy, albo po południu- też nie jestem pewna. Ale trochę godzin tam było. Na końcu egzamin, który trzeba zdać, by dostać zaświadczenie.
2. Poszukaj biura, które zajmuje się organizacją obozów młodzieżowych
Popytaj wśród znajomych- ja właśnie tak trafiłam na "nasze" biuro. Poczytaj opinie, dowiedz się, ile, i kiedy płacą za obóz, oraz w jakiej formie (przelew, czy do ręki, itp), oraz jakich dokumentów potrzebujesz. Jeśli Ci odpowiada- zostaw im swoje cv i kopię zaświadczenia o ukończeniu kursu. Jeśli to duże biuro, prawdopodobnie potrzebują nowych osób.
3. Sprawdź ważność paszportu- być może będziesz go potrzebował(a). 
Do większości państw- również spoza UE- można wjechać na samym dowodzie, jeśli wyjazd nie przekracza 30 dni (w tym również do Czarnogóry). Dokładny wykaz państw znajdziesz w internecie. 
4. Zdobądź potrzebne dokumenty- przede wszystkim zaświadczenie o niekaralności. Należy się po nie zgłosić do Sądu Okręgowego, dokładnie do biura informacji KRK. Najpierw należy wypisać zaświadczenie i w kasie uiścić opłatę. W punkcie okazać papierek i dowód osobisty, i jeśli nie jesteśmy zbrodniarzami, pani podbije nam pieczątkę i podpisze zaświadczenie w odpowiednim miejscu.
5. Ubezpiecz się
Wśród wychowawców krąży urban legend o ubezpieczeniu na wypadek ciąży (nie swojej, rzecz jasna). Na dobrą sprawę, tak szczegółowego ubezpieczenia (raczej) nie ma. Jest bardzo ogólne, pod które może łapać się wszystko i nic. Ale mimo wszystko, zaleca się wykupić ubezpieczenie- niektóre biura podróży wręcz tego wymagają. Warto poszukać firmy, która ubezpieczy nas na konkretny czas- na dwa tygodnie wyjazdu, a nie na przykład na miesiąc, bo tyle trwa najkrótszy okres ubezpieczenia w ich firmie.
6. Idź do swojego operatora telefonicznego i spytaj o roaming, dokładne ceny i możliwości. Może wykup osobny starter. To dobra rada, wiem, co mówię.
7. Pozyskaj niezbędne informacje o państwie, mieście, ośrodku, okolicy. Sprawdź, jaką ma walutę, obowiązujący język, przykładowe ceny, atrakcje (plaże, dyskoteki i sklepy!). Wujek Google chętnie ci pomoże.
8. Wymień pieniądze. Możesz zrobić to już wcześniej, jeśli akurat kurs jest sprzyjający.
9. Spakuj się- nie zapominając o dobrym nastawieniu i dużej dawce cierpliwości.

Standardowa wypłata za dwutygodniowe obozy to ok 500 zł. Nie oszukujmy się jednak, że na tym zarobimy. Owszem, mamy jedzenie, nie płacimy za nocleg, ale jednak czasem chcemy spróbować tradycyjnych potraw (np bardzo tradycyjnej pizzy z "pekary"), kupić pamiątki, wysłać kartki (szczególnie, jeśli nie możemy znaleźć poczty). Na takich wyjazdach musimy liczyć się z tym, że jedzenie nie zawsze musi nam odpowiadać i że nie dostaniemy nieograniczonej ilości wody do picia, a jednak jest upał. Tak więc...

Ile to wszystko (w przybliżeniu) kosztuje?!


kurs wychowacy kolonijnego:              100-200 zł
zaświadczenie o niekaralności:            32 zł
ubezpieczenie od różności:                 35-50 zł
rachunek telefoniczny (dodatkowo):   100- 200 zł 
kasa na drobne wydatki:                     300-500 zł
                                                         ok 500-900 zł

Teraz trzeba sobie podliczyć, że jeśli za wyjazd zapłacą nam 500 zł, to w najlepszym wypadku mamy wakacje za darmo, w najgorszym, i tak zmieścimy się w kilku stówkach. Warto pamiętać, że koszt kursu to jednorazowy wydatek, więc przy każdym kolejnym wyjeździe już się nie liczy.

Nagrody w konkursie na najlepszy strój podczas pokazu mody (papier toaletowy był w tym pensjonacie na wagę złota!)


To tyle w temacie pierwszego sposobu na tanie podróżowanie. O samej Czarnogórze, o tym, czym mnie zachwyciła i przeraziła, opowiem w osobnym poście.


3 komentarze:

  1. też się zastanawiałam nad taką formą wakacji a jednak boje sie że nie dam rady mam takie same wątpliwości jak Ty przed wyjazdem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłoby niedobrze nie mieć żadnych wątpliwości ;). Najlepiej startować razem z koleżanką/kolegą i dogadać się z biurem, żeby dali Was razem jako kadrę na ten sam obóz- zawsze to raźniej ;).

      Usuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...