sobota, 6 września 2014

Proszę panią do walca!

Dziś też o podróżach. Będzie o tanich środkach transportu... Właściwie o darmowych. Problem w tym, że nie zawiozą Was zbyt daleko. Co najwyżej wzdłuż ubijanego świeżego asfaltu...


Zwyczajny wrześniowy piątek. Jeszcze ciepło, ale jednak za zimno na krótki rękaw. Mam na sobie świeżo wypraną szapanerską baldresówę z Riska. Spotykam się z Agatą, postanawiamy iść do pubu, w którym są gry. W gry nie gramy, za to dostaję piwo gratis, bo jest końcówka i nie nalał się cały kufel. I tak mi nie smakuje, jak to piwo, ale mniejsza z tym. Chcę coś zjeść, więc wybieramy się do pizzerii na bułeczki serowe. Niestety, zamknięte od 4 minut. Idziemy do Tesco, kupuję osobno bułeczki i serek, zżeram to po drodze do samochodu, w którym zamierzamy wyć znane (nam) i lubiane (przez nas) piosenki. Po drodze natykamy się na panów kładących asfalt, ten z walca intensywnie się w nas wpatruje, co nas bardzo bawi, rozmawiamy o tym, że chciałybyśmy się przejechać. Na nasze szczęście (!) rozmowę słyszy operator koparki, który zadaje nam jedno pytanie: Chcecie przejechać się walcem? My (wrzecząc): TAAAAK! Zmierzamy tanecznym krokiem (suknia w dłoń!) w stronę walca, choć tańczyć go nie zamierzamy. Wyrażam obawę, czy nie zrobię śladów w świeżym asfalcie, ale operator koparki mnie uspokaja. Wskakujemy do walca, co wcale nie jest takie proste, zważywszy na strój (w tym buty na koturnie). Jesteśmy szczęśliwe jak dzieci na Boże Narodzenie. Pytamy pana operatora walca o imię- okazuje się, że jest Jackiem. Pan Jacek myśli, że my to jeszcze chodzimy do szkoły, trochę wyprowadzamy go z błędu, ale nie za bardzo, lepiej niech nie wie, jakie stare baby wozi. Dowiadujemy się o przebieg powstawania nowej drogi: frezarka, (koparka) zamiatarka, rozściełacz, walec! I czujemy się bardzo doedukowane. Agata zadaje bardzo mądre pytania w stylu: czy walec ma światła przeciwmgielne i czy można nim zawracać, a ja cieszę się udawaniem słodkiej idiotki, wykrzykując co chwila Ooooo! Pan ma tu wiatraczek! albo A czemu to światełko się świeci? oraz Czy to jest tył, czy przód walca? Zauważam też, że pan siedzi zupełnie jak w angielskim samochodzie, bo ma kierownicę po prawej stronie (można ją przesuwać!!!!!!!!!), co z kolei naprowadza mnie, by zadać kolejne godne mnie pytanie (cały czas z ogromną powagą): Panie Jacku, jakiej narodowości jest pana walec? W momencie, gdy pan Jacek odpowiada, że szwedzkiej, nic już nie może powstrzymać mnie od głośnego pisku, a Agaty od ataku śmiechu (uwierzcie mi, że mamy swoje powody, by reagować tak na wszystko, co szwedzkie). Potem jest już tylko gorzej. Panie Jacku, czy pana walec ma jakieś imię? (nie miał, wyobrażacie sobie?!) A czy Pan ma syna (też nie!)? To jakby pan miał syna, to jakby pan go nazwał? Bo może tak samo nazwie pan walec? Pan Jacek nie zastanawiał się nigdy (serio!) nad imieniem dla syna i miał problem z wymyśleniem go nawet dla walca. Chciałyśmy mu pomóc, więc podawałyśmy mu nazwy, które u nas są szyfrem, ale dla przypadkowego słuchacza nie znaczą nic, np Bhutan, Birma, Borsuk, Szop (P.J.: Ale pracz?). Pan Jacek nie był zdecydowany, w ogóle głównie śmiał się pod wąsem swoim niskim śmiechem, a potem nie chciał nas wypuścić, póki nie skończy walcować asfaltu. A nam już się nudziło (mimo skocznego disco polo dobiegającego z radio: No chodź na kolana, wiem, że nie wypada) i chciałyśmy jeszcze pojechać koparką. 


Koparka, którą prowadził Sławek (do którego z rozpędu ciągle mówiłam panie Jacku) przewiozła nas dwa razy dookoła budynku, a potem pod rozściełacz. Podczas jazdy wydawałam okrzyki w stylu Ojej, jak ta koparka szybko jedzie Żebyśmy tylko nie wypadły! głosem słodkiej idiotki. Potem pstryknęłyśmy sobie zdjęcie W ŁYŻCE koparki (niestety jakość jest jeszcze gorsza niż tych zdjęć tutaj, Sławek nie był zbyt dobrym fotografem, a mój telefon nie nadaje się do uwieczniania takich nocnych ekscesów. Po pobycie w łyżce, moja spódnica przestała nosić miano świeżo wypranej. Sławek porozmawiał o nas z kierownikiem, który pozwolił na przejazd rozściełaczem. Maszyna była potężna i wyglądała o wiele bardziej dystyngowanie, niż taki walec na przykład. Niestety było tam piekielnie gorąco i śmierdziało, więc natychmiast chciałam zejść. Potem był jeszcze Adaśko, który pozwolił nam udawać, że kierujemy ruchem.


Po całej przygodzie, byłam tak zmęczona udawaniem słodkiej idiotki, że opadł mi cały entuzjazm i milczałam w drodze do tesco, w którym Aga postanowiła kupić ciastka w ramach podziękowań. Gdy wróciłyśmy i wręczyłyśmy dary. czekała nas jeszcze rozmowa z siwym chłopem (też pracownikiem), którego jarało to, że jego córka ma tak samo na imię, jak ja. Dialog wyglądał mniej więcej tak:
Stary Srebrny: To gdzie wy teraz jedziecie?
M&A: Do domu!
SS: A kto będzie prowadził?
M: No Agata!
....... (pełna konsternacja, w głowach stado Chińczyków siecze kapustę.)
M: Bo my jesteśmy pełnoletnie przecież!
A: I trzeźwe na dodatek!
Pan Jacek: To może... NAPALONE?
M: (pełna powaga): Znaczy ZJARANE? A nie, takie plany to mam na jutro.


No i tak mniej więcej wyglądają piątkowe wieczory w moim towarzystwie. Ktoś reflektuje ;)?

6 komentarzy:

  1. Wyglądasz jak traktorzystka z PRL-owskiej propagandy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałyście sporego farta, bo kierownik robót mógłby być niezadowolony, że postronne osoby wchodzą do firmowych pojazdów w trakcie pracy. Ale za to jakie sympatyczne zdjęcia powstały i jest co opowiadać :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...